Views: 31
Biblioteka

Sekigahara 21 X 1600. Dzień decydującej zdrady…
W centrum bitwy szybko zapanował krwawy chaos. Podczas kolejnych ataków i kontrataków Fukushima Masanori i Ukita Hidei nie zamierzali ustępować z pola. Głębokie włamania piechoty Fukushimy odpierały szarże kawalerii Hidei. Jednym z przykładów gwałtownej walki w zwarciu w tej fazie bitwy był już sam początek starcia pomiędzy siłami Ukity Hideie i Fukushimy Masanori. Jeden z dowódców Fukushimy Masanoriego, imieniem Kani Saizo, walczył z wrogim oficerem Akashi Takenori. Dźgając i tnąc swoją naginatą, znaną nam już słynną broń drzewcową wojowników, mnichów sōhei i kobiet z samurajskich rodów, przełamał próby blokowania i parowania ciosów przez Takenoriego i w końcu powalił go na ziemię. Zwycięzca następnie, nie zwlekając, odciął głowę swemu rannemu przeciwnikowi. Czyn ten, dziś uważany za brutalny, wtedy był tradycyjnym zwyczajem, gdyż wojownicy w walce zdobywali głowy zabitych wrogów, a pod koniec bitwy wszystkie zdobyte głowy były rejestrowane i przedstawiane dowódcy armii…
W swojej długiej historii Kraj Kwitnącej Wiśni doświadczył wielu okresów wojen między rywalizującymi frakcjami walczącymi o władzę. Najsłynniejszym z nich był okres Sengoku (walczących królestw), zwany także Sengoku Jidai (kraju pogrążonego w wojnie), który trwał od połowy XV stulecia do początku XVII wieku, a jego finałem była właśnie dramatyczna i krwawa bitwa pod Sekigaharą, w której starły się armia wschodnia pod przywództwem późniejszego szoguna Tokugawy Ieyasu z koalicją zachodnich daimyō dowodzoną przez Ishidę Mitsunariego.
Paweł Szymon Skworoda (1978). Autor kilkunastu książek i artykułów popularnonaukowych z historii wojskowości. Specjalizuje się w staropolskiej sztuce wojennej XVI–XVIII wieku. Nauczyciel historii oraz wiedzy o społeczeństwie w XLIII LO im. Kazimierza Wielkiego w Warszawie.

Jazda polska, ciężkozbrojni kopijnicy Sampolińskiego i roty nadworne Jana Tarnowskiego, wykonała sprawnie bardzo ryzykowany manewr, wyruszając z pozycji zza wąwozu pugajłowskiego. Polacy, błyszczący chłodną stalą, pośród trzasku strzał uderzających o pancerze, w szybkim pędzie przesunęli się przed frontem wroga i złożywszy długie kopie uderzyli z boku na lekką jazdę moskiewską Bułhakowa-Golicy. Kawaleria moskiewska, nie mogąc się oprzeć polskiej długiej broni drzewcowej i ciężkim mieczom, uległa Polakom tym łatwiej, że zaopatrzeni w pierścienie jeźdźcy moskiewscy mogli nawet nie zdążyć dobyć swojej broni białej. Polskie roty, idące do szarży, z dużym impetem powaliły więc wśród trzasku pękających kopii pierwsze szeregi moskiewskie niczym żelazny pług wywraca kwiaty na najpiękniejszej wiosennej łące…
Największa wiktoria nad moskiewską nawałnicą została odniesiona na polach orszańskich, a uczestniczyć w niej mogło nawet 100 tys. ludzi (dwa razy więcej niż pod Grunwaldem w 1410 roku). Zupełnie nie zauważa się kolejnych rocznic bitwy pod Orszą, a obecne władze białoruskie zrezygnowały z pomysłu obchodzenia 8 września jako dnia święta narodowego Białorusi. Bitwa pod Orszą niewątpliwie zatrzymała moskiewską ekspansję na zachód, podobnie jak Grunwald skruszył potęgę panów pruskich, zagrażających Polsce i Litwie od północy. Warto też dodać, że to na polach orszańskich wspaniale zaprezentowała się polska husaria, która z czasem zmieniła swój charakter, stając się elitą polskiej kawalerii.
Paweł Szymon Skworoda (1978). Autor kilkunastu książek i artykułów popularnonaukowych z historii wojskowości. Specjalizuje się w staropolskiej sztuce wojennej XVI–XVIII wieku. Nauczyciel historii oraz wiedzy o społeczeństwie w XLIII LO im. Kazimierza Wielkiego w Warszawie.

Chorągiew wojewody pomorskiego Denhoffa, rzucona w tym czasie do boju na rozkaz króla, szybko uległa przeważającej sile wroga. Nadszedł decydujący moment boju kawalerii. Król nakazał zwrot ku oskrzydlającym prawe skrzydło Turkom swoim chorągwiom husarskim, które poprowadził do kontrataku. Manewr ten jednak zbiegł się chyba w czasie z czołowym atakiem tureckim, może nawet niezbyt silnym, bo tylko wiążącym, ale towarzysze polscy z centrum i lewego skrzydła uznali w ferworze walki manewr husarzy za odwrót. Doszło do wybuchu paniki i jazda polska wraz z tymi dragonami Jabłonowskiego, którzy zdołali dosiąść koni, rzuciła się do ucieczki, ścigana według różnych relacji na przestrzeni od pół mili do nawet trzech mil, czyli ponad dziesięciu kilometrów. Ta chaotyczna ucieczka była możliwa głównie przez poświęcenie większej części jednostek dragońskich, wchodzących z kolei w skład grupy hetmana, których spieszeni żołnierze, na skutek zbyt pochopnego rozkazu Jabłonowskiego, położyli głowy pod szable tureckie.
Jan III Sobieski uchodził w towarzystwie zaledwie siedmiu jeźdźców. Koniuszy koronny Marek Matczyński podtrzymywał wtedy króla za rękę i podbródek, inny z towarzyszy ucieczki za drugą rękę, a koń niezwykłej siły, gdyż taki tylko był w stanie unieść monarchę ponad lwiej postury, przeskakiwał kolejne przeszkody…
![Wojny-Rzeczypospolitej-ze-Szwecj2a-15631721_[32320]_1200](https://zyciewarszawy24.pl/wp-content/uploads/2024/11/Wojny-Rzeczypospolitej-ze-Szwecj2a-15631721_32320_1200.jpg)
W epoce nowożytnej oba sąsiadujące przez Bałtyk państwa zbliżyły się do siebie dzięki związkom dynastycznym, zapoczątkowanym przez małżeństwo Jana, księcia Finlandii (później króla Szwecji Jana III), z Katarzyną Jagiellonką. Trwające przeszło osiemdziesiąt lat panowanie Wazów na tronie polskim okazało się tak niezwykle interesujące, że wydarzenia, które nastąpiły od momentu lekcji Zygmunta III, syna Jana III i Katarzyny Jagiellonki, do dzisiaj budzą kontrowersje i są rozmaicie oceniane przez historyków. Nie ulega jednak wątpliwości, że czas wojen Rzeczypospolitej ze Szwecją, prowadzonych od XVI do XVIII w., począwszy od walk w Inflantach, poprzez wojnę w Prusach (o ujście Wisły), potop szwedzki i zmagania państw podczas wielkiej wojny północnej, był niezwykle ważki w skutkach dla obu państw. Od wyniku toczonych wtedy batalii w bardzo znaczącym stopniu zależał nie tylko sam przebieg wojen, ale także ich ostateczny wynik. Wiele zdarzeń, które miały miejsce podczas działań wojennych, wpłynęło bowiem na proces żmudnych przetargów dyplomatycznych. Czasy te stanowiły też źródło inspiracji artystycznej dla przyszłych pokoleń i do dziś są żywe w świadomości Polaków, zwłaszcza dzięki literaturze…

Polskie centrum zepchnęło harcowników tatarskich, ale ustąpiło przed szarżą głównych sił Kantymira. Na skrzydłach ciężką walkę z ordyńcami wiedli kwarciani. Kiedy wydawało się, że to Tatarzy zostaną panami pola bitwy, oto nagle na obu ich flankach z podprowadzonych blisko polskich wozów taborowych oddano w ich stronę potężną salwę z armat, rusznic i muszkietów. Do tego ostrzału przyłączyły się chorągwie kwarciane, aż do tej pory zachowujące nabitą broń palną. Wstrząśnięci Tatarzy nie zdążyli nawet zorientować się w rozwoju sytuacji, a już uderzyli na nich białą bronią kwarciani i woluntariusze Chmieleckiego. Orda pierzchnęła w przerażeniu w stronę Martynowa, ponad którym według polskich relacji z bitwy z dymów płonących domów uformował się krzyż ogromny na niebie. W tym kierunku rzuciły się w pogoń polskie chorągwie, gromiąc w jego cieniu tatarskich wyznawców Allaha.
Uciekających Tatarów ścigano aż do Dniestru, gdzie wielu z nich z bandoletów, pistoletów i łuków zabito. Być może to wtedy Kantymir-murza był o włos od śmierci, której uniknął jedynie dzięki poświęceniu przybocznej straży. Jeźdźcy polscy zdobyli trzy znaki tatarskie, jedynie chorągiew sułtańską zdołali ordyńcy ocalić. Nie był to jednak koniec walki, oto Polacy z oddziałów Chmieleckiego, Czarnieckiego, Łęckiego i Stefana Koniecpolskiego przeprawili się przez Dniestr i odparli ogniem z broni palnej kontrataki Tatarów nad rzeką Siwką. Doszło też do walk w Martynowie, być może wycięto tam janczarów, ale hetman zdążył przybyć z głównymi siłami jazdy na pomoc Chmieleckiemu…

30 stycznia 1644 roku doszło do wydarzenia bez precedensu w dziejach wojskowości staropolskiej. Oto armia koronna pod komendą hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego pobiła Tatarów krymskich, na czele których stał Tuhaj, bej perekopski. Zwycięstwo to było pierwszym odniesionym nad stepowymi jeźdźcami, zanim zdołali oni przedostać się w głąb ziem koronnych, aby palić, gwałcić, rabować i porywać. Sławę zwycięzcy głosiły druki ulotne, pisane po łacinie, niemiecku i włosku. Do dziś historycy podkreślają niecodzienność tego zwycięstwa, którego skutkiem było uniemożliwienie wrogowi wdarcia sie na ziemie polskie. Zwracają też uwagę na udane współdziałanie wojsk państwowych z prywatnymi, jak też na ważną rolę Kozaków rejestrowych w czasie kampanii ochmatowskiej. Bitwa ta była zarazem ostatnim tak znaczącym zwycięstwem polskim nad Tatarami przed wybuchem powstania Bohdana Chmielnickiego, które przyniosło współdziałanie tatarsko-kozackie i w efekcie szereg dotkliwych porażek armii koronnej…

Na przeciwległym skrzydle i w centrum do starcia doszło nieco wcześniej i to tam właśnie rozegrał się dramat szwedzkiej ariergardy. Polskie chorągwie kozackie poszły zaciężnym Niemcom szwedzkim w oczy, wiążąc w walce i przesłaniając manewr husarii. Graf Renu być może widząc tylko kilka polskich oddziałów starał się wykorzystać złudną przewagę liczebną swojego regimentu i uderzył na kozaków, którzy dotrzymali mu pola. Nawet jeśli na samym początku ustąpili nieco miejsca manewrem to oddalające się od wsi w ślad za nimi kompanie jazdy niemieckiej głębiej wchodziły do rysującego się powoli saka. Być może dlatego Szwedzi uważają, że w tej fazie to Koniecpolski uderzył bez porozumienia z von Arnimem, który przyszedł mu z pomocą, gdy graf Renu zaczął oskrzydlać Polaków. Polscy kozacy łączyli w sobie nieuchwytność ze zdolnością prowadzenia skoncentrowanego ognia w określonym kierunku. Pole bitwy szybko zaczęły zasnuwać dymy po wystrzałach z polskich arkebuzów i szwedzkich pistoletów. Polacy upatrywali jednak momentu, gdy ich wódz uderzy potężnie husarią, Niemcy szwedzcy zaś mieli nadzieję na zwycięstwo nad nękającym ich od tylu miesięcy wrogiem. Naprzeciw skromnym, niemal szarym szeregom najeźdźców wyjeżdżali jakby na harc jeźdźcy polscy w czapkach futrzanych, z bandoletami kołowymi, a przy bokach ich koni dostrzec można było orientalnych wzorów łubie na łuk i krótkie kołczany, ze strzałami być może pomalowanymi na czerwono…

Kiedy wojsko chrześcijańskie pokonane zamierzało uciekać, wielki książę litewski Aleksander-Witold zachęcał wojewodę krakowskiego Spytka, aby unikając grożącego niebezpieczeństwa ratował się ucieczką wraz z nim, twierdząc, że nie ściągnie na siebie z tego powodu żadnej hańby, ale raczej sławę, jeśli uratuje naczelnego wodza. Spytko uznawszy ucieczkę za rzecz haniebną pozostał i jak przystało rycerzowi, mężowi i chrześcijaninowi, wdzierając się nieustraszenie między wrogów i bardzo wielu napotkanych kładąc trupem, w końcu przeszyty mnóstwem strzał i pocisków pogańskich, wyzionął bohaterskiego ducha. Wydaje mi się, że na większą chwałę zasłużył wojewoda Spytko swoją śmiercią, niż książę Witold życiem. Sądzę bowiem, że spotkała go chwalebna śmierć. Gdy inni ucieczką ratowali życie, on zdobył długotrwałą sławę w życiu doczesnym i wieczną nagrodę w przyszłej szczęśliwości. Na polu bitwy znalazł się też rycerz z rodu Tarnowskich. Był to najstarszy z rodu Rafał, który jako młody rycerz szukał chwały u boku krewnego (brata swego dziadka), doskonale już nam znanego wojewody krakowskiego Spytka z Melsztyna. W 1399 roku obaj Leliwowie, wspierając wyprawę księcia Witolda przeciw Tatarom, zapłacili wysoką cenę. Jak wiemy, poległ starszy z nich, a z kolei Rafał, wzięty do niewoli, zaginął…