Views: 13

Choć w swojej opowieści skupiam się bardziej na historiach związanych z podróżowaniem autobusami miejskimi, to jednak część z nich odnosi się również do przemierzania warszawskich ulic tramwajami.

Codzienność zmusza nas do poruszania środkami transportu miejskiego z różnych powodów. A to z oszczędności na paliwie, a to braku miejsc do parkowania w miejscach, do których zamierzamy dotrzeć, czy nawet z powodu niejednokrotnie możliwości dotarcia z większą prędkością do celu.

Startujemy jak każdy podróżny z przewidzianego do celu przystanku autobusowego lub tramwajowego. Raz na jakiś czas spotykamy na nim zginającego się wpół zarzyganego menela, którego trzyma „na warcie” ustawiona ostatnia puszka z piwem. Jego niestrawiony posiłek sprawia, że ów menel jest „panem ławki” bo przez widok ogólny sytuacji nikt z pasażerów, co zrozumiałe nie ma ochoty usiąść obok. Inny obrazek z przystankowego story to amatorzy dymu papierosowego, którzy raczą się „tą przyjemnością” wbrew zakazowi, podobno takie przypadki miały być karane mandatami, ale kto teraz o tym pamięta. Ciekawym jest fakt, że wśród dymu tytoniowego biegają sobie dość swobodnie ośmio, czy dziewięcioletni dzieci owych palaczy. Skutek palenia papierosów ma jeszcze jeden zły wpływ na pozostałych, a mianowicie taki, że nawet jeśli potencjalny palacz oddali się poza przystanek, to przy silniejszym wietrze chciał, nie chciał wbija się w nozdrza abstynentów.

Kolejny etap podróży to wsiadanie do pojazdu i tu też ciekawostka. Wielu amatorów podróży w nadziei na załapanie się na miejsce siedzące, wpycha się na siłę do środka zanim inni pasażerowie chcą opuścić pojazd. Kiedy już szczęśliwi, że nasz środek lokomocji jest w miarę luźny i da się w nim oddychać. Jedziemy dalej pokonując kolejne przystanki. Żeby nie było tak kolorowy, to zdarza się, że kiedy na powietrzu temperatura wynosi 17ºC to w autobusie czy tramwaju dochodzi do 30ºC. Któryś z moich przyjaciół próbował mnie przekonać, że temperatura w środkach komunikacji ustawia się automatycznie, tylko pozostaje pytanie, dlaczego w jednych pojazdach działa to lepiej, a w innych gorzej.

Dużo do życzenia pozostawiają informacje wygłaszane przez lektora na jakim przystanku się znajdujemy. O ile warszawiacy, którzy dość dobrze orientują się w topografii miejsc, do których zmierzają, ale dla tych, którzy przyjeżdżają z innych miast, czy o zgrozo z innych krajów, podawanie błędnych informacji przez lektora zaburza całkowitą pewność orientacji w terenie.

No dobrze, jedziemy dalej. Teraz trochę o pasażerach. Część z nich porusza się na wózkach inwalidzkich, tu trzeba zauważyć duże zrozumienie kierowców i pasażerów, kiedy taki pojazd powinien znaleźć się w środku. Jeśli chodzi o wózki dziecięce też nie ma większych problemów. Jednak dość często, kiedy wracam z pracy spotykam na przystanku Metro Politechnika ociemniałego z białą laską dość młodego pana.

Ostatni przedświąteczny przykry obrazek, jaki zapamiętam na długo, to stawianie dłoni obok dłoni przez tego pana, aby wreszcie trafić na drzwi autobusu. „Nie było mądrego”, kto by mu pomógł, to dotyczy także mnie, ale ja niestety byłem w takim szoku, że nie byłem w stanie się ruszyć z miejsca. Również niełatwo mają matki z 2-4 letnimi dziećmi, które jak łatwo zrozumieć płaczą z powodu konieczności stania przez dalszą część podróży. Dzieje się też tak dlatego, że niektórzy przedstawiciele młodzieży zamiast ustąpić im miejsca zamyka oczy i perfidnie udaje, że śpi. Podobne historie mają miejsce wobec seniorów. Trzeba mimo to przyznać, że nie można generalizować. Bo mimo tych dość negatywnych przypadków są także pozytywne. Podobnie jest z okazywaniem sobie miłości w autobusach czy tramwajach. Patrząc subiektywnie to w jednych przypadkach wygląda to przyzwoicie, a z kolei w innych dość wulgarnie i do nie do przyjęcia. Podobnie rzecz się ma z przyjacielskimi zachowaniami młodzieży w piątkowe czy sobotnie wieczory. Im młodsi, tym zachowania bardziej szpanerskie i głupie.

Swego rodzaju ciekawostką jaką dane mi było zobaczyć podobnie jak pozostałych pasażerów autobusu był fakt, że któregoś dnia do autobusu wsiadła młoda grzecznie uczesana dziewczyna. Myślę, że swój obrazek niewinności zostawiła rodzicom jakieś 15 minut temu. Po zajęciu miejsca w autobusie zaczęła rozpuszczać i modelować swoje włosy jednocześnie je układają i poprawiając. W każdym razie wystarczyło jej dwa przystanki, aby z grzecznej dziewczynki przeobrazić się w symbol sex-u. Nie był to jedyny przypadek, który widziałem, aby dziewczyna poprawiała sobie urodę w środkach komunikacji. Lusterko i szminka w autobusie to może nie codzienność, ale czasami konieczność.

Jeszcze na do widzenia – bardzo nie lubię jak na niektórych przystankach, także i metra, pasażerowie wysiadają „jak stado baranów”. Prowadzi to do tego, że każdy musi iść „z prądem”, bo jeżeli się zatrzyma, albo co gorsza przewróci – zostanie zdeptany przez masę szumnie nazywaną ludźmi.

Jacek Kalinowski