Views: 17

…to by nóżki, (co?) nie złamała. Jak wszyscy wiemy przysłowie to mówi wyraźnie, że gdyby nie nasza głupota, to moglibyśmy zapobiec wielu naszym przykrym zdarzeniom. Choć czytający ten tekst mogą mieć słuszne wrażenie, że z niego zbyt często wieje „prywatą”, to część z tekstów ma charakter ogólny. Pierwsze zdarzenie jakie miałem z powodu własnej głupoty (nie miałem o tym takiej świadomości) było, kiedy miałem ok. 7 lat. Stał o się w ten sposób, że nieopodal bloków mieszkalnych, gdzie mieszkałem z rodzicami w Legionowie, leżały na ziemi ścięte drzewa jak sądzę o średnicy ponad jednego metra. Wtedy z kolegami nie zdawaliśmy sobie sprawy, że któremuś z nas może coś się przytrafić. Zaczęliśmy wchodzić na te powalone drzewa i z nich zeskakiwać. Ja nieopatrznie przy jednym z zeskoków zostawiłem z tyłu ciała prawą rękę i po najpierw wstępnych badaniach, a potem po prześwietleniu okazało się, że ręka jest złamana.

Potem jakieś dwa lata później przez nieuwagę wylałem sobie na nogę wrzącą herbatę, która spowodowała bardzo duże rany. To co mnie wtedy jeszcze bardziej przerażało to, że na drugi dzień rano miałem wyjechać razem z siostrą na swoje pierwsze upragnione kolonie letnie. Bałem się, że przez ten wypadek nie będę mógł pojechać, jednak po uspokojeniu sytuacji przez moich rodziców okazało się, że mimo to będę mógł pojechać. Nawiasem mówiąc w czasie kolonii byłem codziennym gościem w punkcie medycznym w celu zmiany opatrunku.

Potem kilka lat spokoju i znowu „atrakcje”. Wszystkich oczywiście nie pamiętam, ale niektóre z nich pamiętam do dziś. Po przeprowadzce do naszego nowo wybudowanego domu w Wesołej razem z nami zagościł wtedy nasz pierwszy pies rasy Owczarek Niemiecki. Wspólnie uzgodniliśmy, nie będzie się nazywał Szarik, czy Cywil, nazwaliśmy go niby tak niewinnie Reks. Reks nie lubił totalnie jak ktoś dmuchał mu w nos dymem z papierosa. Jeżeli ktoś z nim robił takie eksperymenty musiał liczyć się z faktem, że zostanie obszczekany na całe osiedle. (mnie to nie dotyczyło, bo tytoń nigdy nie był w kręgu moich większych zainteresowań). Piszę o tym psie dlatego, bo miałem z nim niemiłą przygodę. Reks był przede wszystkim bardzo przywiązany do mojej siostry i zawsze na różne sposoby jej bronił. Pewnego dnia, kiedy jakby nigdy nic siedziałem obok siostry na murku ogrodzeniowym, wydarzyło się coś co nikomu nie przyszłoby do głowy. Akcja polegała na tym, że podniosłem z ziemi jakiś dłuższy patyk i nawet nie myślałem, żeby nim kogokolwiek uderzyć. To wystarczyło, aby nasz przyjaciel głośno szczekając pogryzł moje nogi. Na szczęście moja siostra go złapała i pierwsza część „zabawy” się skończyła. Dalsza część to była wizyta w szpitalu, gdzie zostałem opatrzony i zaaplikowano mi szczepionkę przeciwko tężcowi. Głównym punktem programu był fakt, że dostałem za swoje „bohaterstwo” 3 dni zwolnienia od zajęć szkolnych, co spowodowało moje ponowne nawiązanie miłych stosunków dyplomatycznych z Reksem.

Takie epizody jak: zjazd po schodach z powodu nieprzytrzymania się poręczy, czy na potłuczenie się na kawałku ślizgawki były na porządku dziennym. Kiedy byłem już pełnoletni, odwiedził mnie mój kolega. Wtedy panowała moda na kapiszonowe pistolety tzw. straszaki. Kiedy go odprowadzałem, on wziął ode mnie ten pistolet i zaczął markować strzały do psów moich sąsiadów. Była to totalna głupota z jego strony dlatego, żeby uniknąć obciachu wobec moich sąsiadów, chciałem odebrać mu tą broń. Trzeba w tym miejscu mieć na uwadze, że chociaż ten pistolet nikogo by nie zabił to miał w górnej części lufy niewielki otwór, przez który po wystrzale z dużą szybkością wydobywał się śrut. No i stało się, kiedy po oddaleniu się od zabudowań nasza walka zaczęła przypominać sceny z filmu „Stawka większa niż życie”, nie wiadomo jak otwór pistoletu znalazł się na wysokości mojej twarzy i wystrzelił. Zacząłem krzyczeć „nic nie widzę”, a mój „kolega” zachował się jak idiota, bo zamiast mi pomóc, kłócił się ze mną, że ja udaję. Na szczęście miałem zranione tylko jedno oko. Naiwnie myśląc, że po prostu wpadł mi paproch do oka i „zabawę w wojnę” da się ukryć przed moją rodziną. Wszedłem niepozornie do łazienki i stanąłem przed lustrem zacząłem rozglądać się za źródłem utraty mojego wzroku w jednym oku. Niestety i stety zostałem przyłapany przez moją siostrą, która mimo, że wtedy nie studiowała jeszcze na kierunku medycznym, bardziej niż ja potrafiła reagować na takie sytuacje. Moja mama zdecydowała wtedy, że zabiera mnie do szpitala na ostry dyżur okulistyczny. Dodam w tym miejscu, że byłem wtedy w wieku nieco powyżej 18 lat i w trakcie przygotowań (mimo, że w późnym wieku do operacji zeza). Weszliśmy na salę zabiegową, przyszedł lekarz z asystentem, dostałem zastrzyk znieczulający w oko, po czym doktor wyjął mi szczypcami z oka kwadratowy kawałek śrutu, który, aby mi się lepiej utrwaliła ta głupota położył go na białej ligninie na ramieniu fotela, na którym siedziałem. Dodał jeszcze, ile warstw rogówkowych miałem przebitych i mówił, że gdyby jeszcze dwie warstwy były przebite moja operacja na zeza nie byłaby już konieczna. Moja mama wtedy się podśmiewywała, że przyszła z dzieckiem do lekarza.

Kiedy w moim życiu zaczął się okres poszukiwania kandydatki na moją dziewczynę na jakimś etapie dojrzewania chodziliśmy zgraną paczką, chyba to były trzy dziewczyny dwóch chłopaków. Pewnego dnia postanowiliśmy odwiedzić jedną z dziewczyn z naszej paczki, która tego dnia wcześniej z nami nie spacerowała. Podeszliśmy pod jej dom, gdzie na furtce było napisane „jak wół”, „Zły pies”. Ponieważ jakoś tego psa nie było widać na podwórku, a furtka była otwarta (przypomnijmy, że dzwonki i domofony w tamtych czasach nie były tak powszechne jak obecnie). Całe towarzystwo bało się wejść, a ja jak ten głupi powiedziałem „idę”. Kiedy wszedłem po schodach i otworzyłem drzwi do jej domu wyskoczyła na mnie wielka szczekająca bestia (rasy Owczarek Niemiecki). Doleciał do mnie i zaczął mnie gryźć. Byłem tak zszokowany, że przez kilka chwil nie zdawałem sobie sprawy w co się wpakowałem. Na szczęście nasza przyjaciółka była w domu i wzywając po imieniu tego szkolonego psa uwolniła mnie z jego ostrych zębów. Był to mój ostatni raz, kiedy przekroczyłem furkę czy bramę kogokolwiek bez obecności i zgody gospodarza domu.

Nikomu nie trzeba mówić, że najwięcej głupich wypadków zdarza się we własnym domu. Kilka lat temu mój przyjaciel tynkował na zewnątrz z rusztowania dom. Po skończonej pracy razem z innym kolegą odwiązali zasadniczą część konstrukcji od elementów trzymających. Potem stwierdzili, że należałoby jeszcze coś poprawić. Uznali, że nie warto ponownie przywiązywać rusztowania, bo szkoda czasu. To był jednak poważny błąd, bo rusztowanie się przewróciło razem z moim kolegą, który poobijał sobie kręgosłup przy okazji spędzając kilka dni w szpitalu. Standardowe przypadki zdarzają się najczęściej w kuchni lub łazience. Zdarzenia w kuchni to nagminne otwieranie szafek kuchennych nie zamykanie i rozbijanie sobie głowy o kant drzwi. Do i innych wydarzeń kuchennych należą skaleczenia nożem na ogół przez mężczyzn raz na jakiś czas chcą udowodnić swojej żonie, że też potrafią robić kanapki. Oparzenia żelazkiem, oparzenia czajnikiem, gorącą wodą z kranu przez nieodpowiednie ustawienie pokręteł baterii to codzienność.

Hitem nie do przebicia jest przypadek mojej przyjaciółki, która jest skąd inąd bardzo mądrą osobą. Któregoś dnia coś ją podkusiło, aby coś wyjąć z wiszącej szafki kuchennej. Ponieważ szafka wisiała dość wysoko najbliżej, co miała w pobliżu i co uznała, że może jej pomóc był to fotel obrotowy na kółkach. Stanęła na nim przy szafce i chciała wyjąć potrzebną rzecz i w tym samym momencie fotel odjechał razem nią. Nie obyło się bez złamania nogi. Za to ja nie jestem dużo gorszy, bo na początku lutego 2024 postanowiłem rozejrzeć się w łazience, aby naprawić szczelność kabiny prysznicowej w naszym domu. Znalazłem przyczynę i z tego powodu byłem bardzo z siebie dumny, ale do czasu. Może dlatego, że chciałem złapać większą stabilność stanąłem jedną nogą w brodziku, a drugą na podłodze. Niestety jakaś siła wyrzuciła mnie na zewnątrz. Ja wypadając poza kabinę próbowałem się łapać szklanych drzwi łazienki, a nawet przez chwilę myślałem, że te drzwi pokruszą się i spadnie mi na głowę grad odłamków szkła. Tak się jednak nie stało. Cóż Polak głupi po szkodzie.

 

brat Jacek