Views: 11
Bydgoszcz
Bydgoszcz miasto, którego nie oszczędzały w historii swojego istnienia stosunki polsko niemieckie. Powstanie lotniska zawdzięcza Niemcom. Tu pozwolę sobie na dygresję z jeszcze dalszej przeszłości. Nazwa Szwederowo pochodzi z czasów Potopu. To jest wojny Polski ze Szwecją w XVII wieku. Kiedy to najeźdźcy zza Bałtyku nacierali na Bydgoszcz z południowego kierunku. Tu znajdowała się wieś i folwark w której kwaterowali szwedzcy żołnierze. Rozwijające miasto nad Brdą (później połączone kanałem z Wisłą) wchłonęło jedno i drugie. Wracam do czasów nam znacznie bliższych. Przez Europę przetaczał się walec I wojny światowej. Bydgoszcz znajdowała się na terenie walk Niemców. Gdy ta się zakończyła przeszła we władanie polskie. Na lotnisku zostały zakwaterowani lotnicy spod znaku biało – czerwonej szachownicy (10. Eskadra i 4. Wielkopolska Eskadra Myśliwska). Miało to miejsce w styczniu 1920 r. Wojskowi gospodarowali tu do połowy 1929 roku. Cywilny port lotniczy był zlokalizowany na północnym wschodzie pola wzlotów i korzystał z wojskowego hangaru. Cywile a wcześniej wojskowi nie mieli luksusów. Może to dla pierwszych rzecz normalna, przyzwyczajeni do zakwaterowania w wa runkach polowych. Dla drugich brakowało pomieszczenia, gdzie można było posadzić administrację i chętnych do latania pasażerów. Nie za dobrze było z zapewnieniem odpowiedniego zaplecza technicznego (naprawy i remonty o paliwie nie wspomnę). Kryzys gospodarczy (zaczynający się na początku lat 30 minionego wieku) , kłopoty z pieniędzmi spowodowały że plany powędrowały do szuflady. W kalendarzu był rok 1933. Bydgoszcz – Szwederowo w czasie krótkiego swojego istnienia obsługiwało połączenia z Gdańskiem, Poznaniem i Warszawą.
Gdańsk
To właśnie tu żołnierze w pikielhaubach będącymi podwładnymi cesarzowi Prus uwili swoim lotnikom gniazdko. Miało to miejsce na cztery lata przed wybuchem I wojny światowej. Kiedy ta się skończyła po ustaleniach pokojowych w Wersalu zostało się na ziemiach Wolnego Miasta Gdańska. Nie należało do wojska. Władzę sprawowali cywile z Senatu Wolnego Miasta Gdańska. Było zlokalizowane w sąsiedztwie stacji kolejowej we Wrzeszczu. Lotnicy gospodarzyli w hangarach, stacji (magazynie) paliw, warsztatach i dworcu lotniczym. Mieli także dla siebie budynki mieszkalne.
Dworzec lotniczy był dobrze skomunikowany z centrum miasta nad Motławą. Do którego można było dojechać komunikacją miejską (autobus i tramwaj) i pociągiem. Na początku lat dwudziestych minionego wieku lotnisko zostało przystosowane do obsługi lotów w nocy. Dysponowało radiostacją do łączności z innymi sobie podobnymi obiektami. Port miał zainstalowane pełne oświetlenie lotniskowe. Przeszkody lotniskowe o znacznej wysokości zagrażające bezpieczeństwu ruchu lotniczemu zostały odpowiednio oznakowane. Tak, że były widoczne w dzień i w nocy. Gdańsk – Wrzeszcz podobnie jak Warszawa Okęcie korzystał z urządzeń radionawigacyjnych.
Gdańsk – Wrzeszcz zapewniał połączenia pasażerom w ruchu międzynarodowym bez międzylądowań z Warszawą, Szczecinem, Olsztynem, Elblągiem i okresowo dolecieć do Bydgoszczy lecąc do stolicy Polski. Można było się wybrać do Berlina i Królewca. Gdańsk był lotniskiem etapowym niemiecko – radzieckiej linii lotniczej która łączyła stolicę Niemiec przez Królewiec z Leningradem i Moskwą.
Polityka od wieków była obecna w istnieniu Gdańska. Spór o jego polskość. To nie wpływało dobrze na funkcjonowaniu dworca (portu) lotniczego. Naszym dziadkom trzeba było się rozejrzeć za właściwymi rozwiązaniami. Polityka z gospodarką idzie pod rękę. W Gdyni powstawał już port morski. Było to nasze okno na świat prowadzące na Bałtyk i dalej na szerokie wody. Dlaczego nie można byłoby takiego otworzyć dla połączeń lotniczych?
Gdynia
W Warszawie za sprawy lotnictwa tego, które nie podlegało bogu wojny, odpowiadało Ministerstwo Komunikacji. Bliżej był do Departament Lotnictwa Cywilnego. Przedstawiciele dostali delegację, żeby się rozejrzeć co – jak w terenie. Ten nie wyglądał za ciekawie. Chodziło o warunki naturalne. Jak to się mówi ~ szukajcie a znajdziecie. Znaleźli. Był to teren w sąsiedztwie wioski Rumia. W 1933 roku zaczęto niwelować i meliorować ziemię. Praca nie należała do łatwych. Nawierzchnia dróg startowych po większych opadach deszczu i roztopach wyłączała lotnisko z ruchu. Można było budować taką z betonu? Istotnie, taka się pojawiła w planach. Tylko że to miało być w przyszłości. Póki, póty co trzeba było się zadowolić tym co jest na miejscu. Po sześciu latach można było się pochwalić budynkiem dworca, dwoma hangarami, stacją paliw i warsztatami naprawczymi. O ile nawierzchnia pola wzlotów miała dwie drogi startowe o nawierzchni darniowej to. To dworzec korzystał z betonowej płyty peronowej. Funkcjonowały drogi dojazdowe. Działa radiostacja i urządzenia radionawigacyjne. Pole wzlotów miało oświetlenie. O ile lotnisko na Wrzeszczu do łączności z miastem miało połączenie telefoniczne to Rumia czekała na instalację połączenia dalekopisowego. Tu na terenie portu Gdynia – Rumia mieścił się oddział urzędu celnego. Pracowała Okręgowa Centrala Lotniczo – Meteorologiczna. Warsztaty nie tylko naprawiały samoloty. Zostały przekształcone w montażownię. Tu były składane sprowadzone do Polski drogą morską Lockheedy L – 10 „Electra”. Nasi mechanicy montowali płatowce dla PLL „LOT”. Korzystali z ich usług Jugosłowianie i Rumuni. Warto odnotować, że w połowie maja 1939 roku Gdynia stała się lotniskiem etapowym w codziennym połączeniu Warszawy z Kopenhagą.
Bałtyk szumiał zapraszająco między innymi dla tych z Warszawy. Znajdowali się chętni żeby go posłuchać. W tym celu ze stolicy lecieli do Gdańska. Rumia otworzyła się dla podniebnych pasażerów w 1935 r. Linia Warszawa – Gdańsk została przedłużona do Gdyni z międzylądowaniem w Gdyni. Nim Gdynia – Rumia zaczęła przyjmować to pasażerowie do Gdańska byli dowożeni autobusami. Te były w używaniu PLL „LOT”. W kwietniu 1936 r. zostało zawieszone międzylądowania w Gdańsku. Co nie znaczy, że lecąc do Gdyni – Rumi zrezygnowano z lądowania nad Motławą (bliżej we Wrzeszczu). Były to loty poza rozkładem. Połączenie Warszawy z Gdańskiem i dalej Gdynią nie należało do regularnych. Co było powodem? Mimo wszystko nie za duża liczba chętnych do lotu. Dziadkowie o ile chcieli jechać nad Bałtyk wybierali pociąg. Nie byli tak zmotoryzowani jak teraz. Miała też coś do powiedzenia pogoda. O ile ta nad Wisłą zachęcała to nad morzem potrafiła być kapryśna.
Konrad RYDOŁOWSKI
foto: www.rumia.edu.pl