Views: 10

Chyba nie popełnię błędu w swoich obserwacjach. Wzmożony ruch pasażerów w portach lotniczych przypada na sezon urlopowo – wakacyjny (lato i zima). Tak samo jest w okresie poprzedzający Święta (Boże Narodzenie, Wielkanoc). Nikt z odlatujących, przylatujących tym samym żegnających i witających nie myśli o historii portów lotniczych.  Proponuję spotkanie z przeszłością. Bliżej, przypomnienie portów lotniczych Polski tej sprzed września 1939 r.

Na lotniczej mapie przedwojennej II RP funkcjonowały porty lotnicze w następujących miastach: Warszawa ( Mokotów i Okęcie ), Bydgoszcz ( Szwederowo ), Gdańsk, ( Wrzeszcz ), Gdynia ( Rumia ), Kraków ( Rakowice – Czyżyny ), Katowice ( Muchowiec ), Lwów ( Lewandówka i Skniłów ), Łódź ( Lublinek ), Poznań ( Ławica ) i Wilno ( Porabunek ).

Warszawa

Najstarszym portem lotniczym bez wątpienia był ten położony w Warszawie na Polu Mokotowskim. Miało to miejsce osiem lat wcześniej nim Polska odzyskała niepodległość utraconą w 1795 roku. Zaborcza Rosja „podarowała” krnąbrnym Polakom zrzeszonym w Warszawskim Towarzystwie Lotniczym „Aviata” ziemię na południu miasta. Rzecz jasna w krajobrazie syreniego grodu nie było wielkiej zabudowy w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Nim wprowadzili się tam polscy lotnicy. Gospodarowali tu lotnicy rosyjscy. Gdy ci odeszli, wprowadzili się Niemcy. Po tym jak umilkły działa I wojny światowej mogli się wprowadzić jako stali mieszkańcy, Polacy. Rosjanie i Niemcy nie byli cywilami tylko wojskowymi. To samo dotyczyło naszych rodaków.

Był rok 1921, kiedy to przedstawiciele Ministerstwa Kolei Żelaznych dogadali się z wojskowymi w temacie połączenia stolicy Francji ze stolicą Polski. Rok później powstał pierwszy cywilny obiekt z przeznaczeniem cywilnej obsługi komunikacji lotniczej. Tylko że ten jeszcze nie nazywał się portem lotniczym a stacją lotniczą. Stacja była zlokalizowana przy ul. Topolowej i pobliżu ul. Wawelskiej. Mało kto wie, wczorajsza ul. Topolowa to dzisiejsza Al. Niepodległości, gdzie ma swoją siedzibę GUS. Pierwszym gospodarzem stacji było towarzystwo „Aerolloyd” następnie „Aerolot”, ostatnim PLL „LOT”. Dynamiczny rozwój lotnictwa pociągał za sobą konieczność rozbudowy stacji. Obok budynku stacyjnego stanęły zabudowania warsztatów. Jeden z trzech hangarów zaczął pełnić funkcję warsztatu remontowego. Ten nie tylko naprawiał płatowe. Wytwarzał części zamienne. Myślano perspektywicznie o przekształceniu warsztatów w wytwórnię samolotów obsługujących połączenia komunikacyjne. Cywile nie rozwiedli się z wojskowymi. Korzystali z pomocy meteorologów w mundurach. W latach 1926 – 1930 postępowała dalsza rozbudowa obiektu. Stacja stawała się portem lotniczym. Użytkownicy to jest pasażerowie otrzymali dla siebie: poczekalnię, mieli, gdzie wypić i zjeść (restauracja), pomoc medyczną (ambulatorium) i pocztę. Służewiecki Fort VII otrzymał nowy obiekt mieszczący radiostację. Stolica się rozbudowywała się. To co wczoraj było pustym polem, jutro stawało się placem budowy. W krajobrazie miasta pojawiły się maszty antenowe. Były potrzebne do funkcjonowania lotniska, ale i przeszkodą w jego pracy. Korzystanie przez lotników z łączności bezprzewodowej skutkowało pojawieniem się nowego pracownika na lotnisku. Był nim radiotelegrafista. Szybujący żuraw będący znakiem rozpoznawczym PLL „LOT” wił gniazdo poza Polską. Na Polu Mokotowskim pojawili się celnicy. Zjawili się odpowiedzialni za bezpieczeństwo, policjanci. Jedni dostali do swojej dyspozycji ekspozyturę a drudzy posterunek. Nie zapomniano o tych którzy służyli u świętego Floriana (straż pożarna). Nad stanem technicznym floty Ikara czuwali mechanicy. Odbiegłem od tematu, już wracam. Taką samą trudność w najbliższym sąsiedztwie, gdy chodzi o wysokość stwarzał Kościół Św. Zbawiciela swoimi wieżami i komin na terenie Politechniki

Odpowiadający za rozwój lotnictwa wiedzieli, że lotnisko na Polu Mokotowskim zostanie wchłonięte przez zabudowę miejską. Trzeba się było rozejrzeć za nowym locum. Wytypowano teren na południowym zachodzie Warszawy. Od zachodu granicę nowego lotniska wyznaczała szosa Warszawa – Raszyn a od na wschodzie linia kolejowa Warszawa – Radom. Co prawda ta linia była pieśnią przyszłości, ale… Ale brano to pod uwagę, że będzie miała istotne znaczenie w funkcjonowaniu syreniego grodu. Granicę północ i południe tworzyły stawy i łąki. W 1924 r. rozpoczęto kupować ziemię. Rok później pracę przerwano. Zabrakło pieniędzy. Do pracy wrócono w 1926 r. W 1927 r. stanęły pierwsze budynki. Może nie wyrastały jak grzyby po deszczu, ale ich przybywało. Ich użytkownikami mieli być ci spod znaku szybującego żurawia i biało – czerwonej szachownicy. Pojawił się też jeszcze jeden użytkownik, który potrzebował miejsca dla siebie. Były nim Państwowe Zakłady Lotnicze.

1 listopada 1933 r. nastąpił historyczny moment. Cywilny dworzec lotniczy opuścił gościnny Mokotów, żeby się przeprowadzić na Okęcie. Na uroczyste otwarcie trzeba było poczekać. Czekano do ostatnich dni kwietnia 1934 r. Nowy dworzec korzystał z budynku jednopiętrowego. Parter zajmowała poczekalnia, ambulatorium, hall, kasy i ekspozytura urzędu celnego. Budynek mieścił w sobie na parterze pomieszczenia lotniskowego biura meteorologicznego, radiostacji, zarządu portu i przedstawicielstwo PLL „LOT” I piętro zajęła restauracja mająca balkon z widokiem na pole wzlotów. Trzy hangary były wyposażone w instalację kanalizacyjną, wodociągową, centralne ogrzewanie i oświetlenie: naturalne wspomagane sztucznym. Wewnętrzna kotłownia zapewniała ogrzewanie wszystkich budynków na terenie portu. Obsługę techniczną zapewniały Warsztaty Remontowe PLL „LOT”. Te nie ograniczały się do drobnych remontów samolotów. Przeprowadzały kapitalne remonty i dbały także o ich silniki. Na dwa lata przed pamiętnym wrześniem cywilne Okęcie otrzymało urządzenia radionawigacyjne i pomieszczenia dla meteorologów. Ta nowa lokalizacja portu sprawiła, że PLL „LOT” zostały niejako zmuszone do „wyjścia” ze swoją ofertą na ulicę. To jest do promowania swojej działalności wśród warszawiaków i przyjezdnych. Biuro obsługujące chcących skorzystać z usług narodowego powietrznego przewoźnika zostało otworzone vis a vis głównego dworca kolejowego PKP.   Warszawa rozrastała się nie tylko wzdłuż i wszerz. Rosła w górę. Przeszkodą były już nie tylko kominy kotłowni czy wieża sygnałowa nocnej latarni lotniskowej, wieże radiostacji, ale co może wydawać się dziwne hangary i. I pomnik a właściwie to obelisk upamiętniający marszałka Piłsudskiego.

Mimo z pozoru zgodnego współżycia tych spod znaku szybującego żurawia z tymi spod biało – czerwonej szachownicy. Korzystanie ze wspólnego pola wzlotów chwilami nie było do zaakceptowania. Trzeba było się rozejrzeć za czymś nowym. Nowym, które by zadowoliło jednych i drugich. Z uwzględnieniem potrzeb tych pierwszych jako priorytetu do samodzielnego działania. Po odpowiednim rozpoznaniu znaleziono odpowiedni teren. Były to ziemie na prawym brzegu Wisły. Położone były na praskim Gocławiu. Wybuch II wojny światowej uniemożliwił zrealizowanie tych planów.     

Konrad RYDOŁOWSKI