Views: 142

Siedzieli tak już drugą godzinę na tarasie dawnej „Ziemiańskiej”. Była to słynna kawiarnia, przez pewien czas – epicentrum kulturalne Warszawy. Istniała od roku 1918, ale najmodniejsza stała się w drugiej połowie lat 20. i w latach 30. XX wieku.

– Jak to mówią, magiczne miejsca tworzą ludzie, którzy znajdują w nich spokój i ukojenie, od codziennego zgiełku… – z wolna wycedził pomiędzy krótkimi siorpnięciami magicznej kawy, imiennik nieżyjącego już niestety papieża, Karol, stary kumpel, świadek moich wzlotów i upadków…

Było to miejsce spotkań pisarzy – szczególnie poetów – aktorów, muzyków, dziennikarzy i tych wszystkich, którzy chcieli zaistnieć w stołecznym mieście. Salon towarzysko-kulturalno-plotkarski na Mazowieckiej składał się z parteru i pierwszego piętra, ale najważniejsza była tzw. górka, czyli stolik na półpiętrze, gdzie w roku 1927 zaczęli się zbierać poeci z grupy Skamander, a później cała śmietanka polskich twórców kultury. W „Małej Ziemiańskiej” bywali regularnie: Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz, Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński, Tadeusz Boy-Żeleński, Jan Parandowski, sławny aktor komediowy Adolf Dymsza, legendarny generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski i wielu innych. W każdym razie lokal przeszedł do historii obyczajów Warszawy i literatury.

Po II wojnie światowej stawiany był za przykład kulturalnej degrengolady międzywojennej inteligencji twórczej. „Ziemiańska” została udokumentowana na rysunkach Feliksa Topolskiego, Zdzisława Czermańskiego i Jerzego Zaruby. Wszystkie liczące się później kawiarnie warszawskie nawiązywały do „Ziemiańskiej” i jej salonu towarzyskiego z mieszanym… powodzeniem.

Karol, ukończył swój rytuał siorpania, który traktował z namaszczeniem niczym wytrawny … zabrakło mi słowa,

– Karolu, somelier to znawca win, a jak zwać znawcę kawy? Spytałem odstawiając filiżankę na talerzyku, następnie już z talerzykiem na stoliku. „Nasz” stolik to ten w samym lewym rogu tarasu, tam najdłużej, promienie słońca grzały w godzinach południowych, aby po trzynastej zniknąć na ulicy Zgoda i dalej na Jasnej.

– bardzo prozaicznie, przyjacielu, barista, call me barista, zakończył krótko Karol, wytrawny barista. Jedyna osoba w moim towarzystwie, która tak wielką estymą obarczał napój, który dla mnie jest jedynie napojem stawiającym każdego poranka mnie na nogi…

– znawca kawy, barista, a znawca wina kiper, tak też kiper herbaty oraz kiper piwa.

– ale nie przejmuj się, kiper, barista, somelier… ludzie nas mylą, ale gdy mnie to dotyczy wolę abyś zwracał się do mnie Karolu Baristo… zakończył z uśmiechem, podniósł rękę w geście przywołania kelnera.

Po czym kontynuował,

–  jeśli brakuje mi czegoś w dzisiejszej Warszawie to z pewnością ducha kawiarni artystycznych z dwudziestolecia międzywojennego. To były złote czasy stołecznej gastronomii – życie pulsowało, lała się wódka, a furorę robił „śledź” z Ziemiańskiej. To właśnie w historii tej warszawskiej kawiarni odbijają się tamte skomplikowane, ale piękne chyba czasy. Zapraszam na krótką podróż do stolika Skamandrytów…

Dokładnie tak to zapamiętałem, przerwałem Karolowi Bariście (…)

 –Jest, znana przedwojenna anegdota, którą bardzo lubię. Pijanego Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, po nocnych hulankach w Adrii, budzi telefon od Marszałka Piłsudskiego, który żąda by ten natychmiast się przed nim stawił. Wieniawa, obawiając się otrzymania bolesnej reprymendy, ubiera się w garnitur. Zdumiony Marszałek pyta go na wejściu: „Co to za błazenada, że stawiasz się w cywilu, generale?”. A Wieniawa na to: „Cywil może dostać w mordę, żołnierz – nigdy!”.

Inna warszawsko-kawiarniana anegdota dotycząca Długoszowskiego związana jest zaś z Ziemiańską. To do niej – będąc w stanie jednoznacznie wskazującym – miał wjechać konno. Ale ostatecznie nie wjechał; głównie dlatego, że do Ziemiańskiej prowadziły słynne drzwi obrotowe…

– wyobraź sobie Guciu / tak mnie nazywał Karol, gdy był w dobrym humorze / na Mazowieckiej kawiarnia – cukiernia Ziemiańska otwarta do godz. 1-ej w nocy polecała wszechświatowej jakości wyroby cukiernicze.

– w obecnej dobie nie do pomyślenia…

– jakość czy godziny otwarcia?

– pamiętam, w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, Warszawa miała ten sznyt przedwojenny. Mimo gruzów, mimo pustych miejsc po nieistniejących budynkach… pamiętam zapach miasta, zapach luksusu, gdy wchodziło się do Bristolu, czy nawet do któregokolwiek Peweksu, komisu, sklepu z odzieżą, do kawiarni Bliklego, pijalni czekolady Wedla, Domu Jabłkowskich, to było inne miasto, aptek z wiekowymi tradycjami, zupełnie inne niż dziś.

– Guciu, to se ne wrati, jak wiesz, a mam Cię za specjalistę… Ziemiańskich w Warszawie było kilka (około ośmiu). Najbardziej znaną, tą właściwą, była „mała” Ziemiańska przy Mazowieckiej 12 („duża” znajdowała się na rogu Kredytowej i Jasnej). Było to miejsce kultowe, w czasach przed telewizją i Internetem (zwłaszcza Facebookiem…), skupiające kulturalne życie miasta. Sąsiadowała z Zachętą, Uniwersytetem, Akademią Sztuk Pięknych czy wydawnictwem „Rój” Melchiora Wańkowicza i Mariana Kistera. Podobno swą popularność zawdzięczała doskonałej kawie ze „śledziem”… W tym przypadku chodzi o śledzie na słodko, ciastka wykonane z biszkoptu, kremu i marcepanu. Do tego „ziemniaki”, czyli małe pączki – kolejny wyraz cukierniczej fantazji pracowników kawiarni. No i kawa „po warszawsku” – podawana w szklankach (sic) zapełnionych do połowy. / teraz, nie wiadomo czemu zwą ten sposób parzenia, „po Turecku” /

Pojawił się kelner, od razu z tacą, a na niej dwie filiżanki z kawą, dzbanuszek śmietanki, dwa puchary mrożonej kawy oraz dwie wspaniałe W-Z ki, osobno w małej cukiernicy kostki cukru…

– Słońce niedługo ucieknie na ul. Zgoda, będziemy się zbierać, a nie powiedziałeś mi Karolu w jakim celu dziś się spotkaliśmy?

– Już śpieszę wyjaśnić, Guciu wybacz… piszę akurat felieton na temat kanonu muzyki klasycznej, spojrzyj na moją listę. Pracuję nad tym zestawem już jakiś czas, terminy gonią a ja nie mam jasności…

– chciałbym abyś zabrał tę listę z sobą i odniósł się, może dodasz coś, lub zmienisz kolejność… podał mi arkusz, formatu A4/ formatu akademickiego /, z widniejącą na nim elegancko wykaligrafowaną listą …

1 Bogurodzica

2 Piotr Czajkowski, Suita z baletu Dziadek do orzechów op. 71 a

3 Wacław z Szamotuł, Już się zmierzcha

4 Guillaume Dufay, Nuper rosarum flores

5 Johann Pachelbel, Kanon

6 Giovanni Pierluigi da Palestrina, Missa Ut Re Mi Fa Sol La

7 Mikołaj z Radomia, Magnificat

8 Wolfgang Amadeusz Mozart, Symfonia g-moll KV 550

9 Chwała Tobie Gospodzinie

10 Ludwig van Beethoven, V Symfonia c-moll op. 67

11 Samuel Barber, Adagio na smyczki

12 Béla Bartók, Koncert na orkiestrę

– Karolu, ale ja widzę tu jedynie tuzin pozycji? Nie powinno być ich nieco więcej… je bym dodał, dajmy na to…

1.Symfonia g-moll nr 40., KV 550, cz. I. Molto allegro 7:48
Slovak Philharmonic Orchestra, Libor Pesek – dyrygent,

– o ile dobrze pamiętam …

2. Koncert fortepianowy C-dur nr 21, KV 467, cz. II Andante 6:49
Peter Lang – fortepian, Nürnberg Symphony Orchestra, Alexander von Pitamic – dyrygent

3. Uwertura do opery „Wesele Figara”, KV 492 4:14
London Philharmonic Orchestra, Alfred Scholz – dyrygent

4. Koncert fortepianowy d-moll nr 20, KV 466 cz. I. Allegro 14:56
Bianca Sitzius – fortepian, Polska Orkiestra Kameralna, Wojciech Rajski – dyrygent

5. Sonata fortepianowa A-dur nr 11, KV 331, cz. III. – Alla turca – Allegretto 3:30
Peter Schmalfuss – fortepian

6. Symfonia C-dur nr 41, KV 551, „Jupiter”, cz. III. Menuetto 5:03
London Philharmonic Orchestra, Alfred Scholz – dyrygent

– dodałbym jeszcze, utwory które w ostatnim czasie umilają mi popołudnia…

7. Koncert Es-dur nr 3 na róg i orkiestrę, KV 447, cz. III. Rondo (Allegro Vivace) 3:55 Ernst Mühlbacher – róg, Orchestra of the Vienna Volksoper, Franz Bauer-Theussl – dyrygent

8. Sonata fortepianowa C-dur nr 16, KV 545, „Sonata Facile”, cz. I. Allegro 3:20 Peter Schmalfuss – fortepian

9. Koncert skrzypcowy G-dur nr 3, KV 216, cz. III. Rondo – Allegro 6:23 Susanne Lautenbacher – skrzypce, Württemberg Chamber Orchestra Heilbronn, Jörg Faerber – dyrygent

– a, usunąłbym Piotra Czajkowskiego, Suita z baletu Dziadek do orzechów op. 71 a

– jesteś Guciu chodzącym almanachem koncertowym, jestem pod wrażeniem

– tak od ręki, z czapki… posypałeś szczodrze, nie miałem wątpliwości, że jesteś właściwą osobą, do której mogę się zwrócić, ale przebiłeś moje oczekiwania z nawiązką…

Słuchałem Karola, ale moja uwaga zwracała się w inną stronę… na tarasie pojawiła się ruda piękność, prawdziwa Rachela, zupełnie jak z Wesela Wyspiańskiego. Ten błysk w oczach, ta płonąca fryzura, sprężysty krok, wyprostowana, napięta jak struna, piękność przemierzała przestrzeń, w uszach miałem Casta Diva (Maria Callas)

Guciu, Guciu … nie odpływaj, ocknij się

Zobaczyłem nad sobą Karola, który nie wiem czemu policzkował mnie raz po raz wołając Guciu Guciu nie odjeżdżaj…

Byłem w jakiejś dziwnej pozycji… horyzontalnej…ocknąłem się… Karol pomógł mi stanąć na nogach, po czym posadził na krześle…

– co się stało? Pytał Karol, nie rób tego więcej, przeraziłeś mnie…

Mógł mówić tak nadal, ja nic nie słyszałem, w oddali widziałem rudą piękność, delektowała się sokiem pomarańczowym z wysokiej szklanki… jak ona może mieć na imię? Może Noemi, moja Noemi ze snów, Rachela? zgadywałem w myśli, smakując swoją W-Z tkę, myśli miałem wybitnie perwersyjne, Karol zaczął wymachiwać mi przed oczami dłonią…

– Guciu, gdzie jesteś? Nie oddalaj się…

Karol dał znak kelnerowi – płacimy…

… wyszliśmy

– przeszło Ci? Oprzytomniałeś? Dociekał mój towarzysz.

– tak, ok’ zastanowię się nad twoim kanonem, uważam, że dojdzie jeszcze kilka utworów, dam ci znak. Odwróciłem się na pięcie, rzucając w powietrze słowa pożegnania, znikałem, wplotłem się w tłum przechodniów na Chmielnej, Karol poszedł w przeciwnym kierunku, do Nowego Światu…

nuciłem … Caruso / Scambiato per Dio i nie wiem czemu przypomniał mi się film Herzoga / Fitzkaraldo… z wyśmienitą kreacją Klausa Kińskiego.

Już z daleka, widziałem na tarasie Ziemiańskiej, w promieniach znikającego wolno słońca, to rude coś, co podnosiło mi ciśnienie do głowy (…)

… nawiasem mówiąc „Ziemiańska” to obecnie Costa Café, dawny czar prysł, ale wspomnienie…

– wspomnień nie zabierze nam nikt…

 

Artur Różański.

„Wybaczcie mi dość tani sentymentalizm, ale dziś takich kawiarni artystycznych już nie ma. Są miejsca-korporacje z kawą za 20 złotych, są konkursy piękności na Placu Hipstera, tfu, Zbawiciela. Co cieszy, powstaje dużo kawiarni, które mają na siebie ciekawy pomysł i starają się być czymś więcej niż przystankiem na szybką kawę i kiszę. Ale Ziemiańskiej, jak nie było, tak nie ma. fragment: Dawida Zaradzyńskiego / Internet