Views: 10
Można byłoby napisać, że jestem typowym przedstawicielem pokolenia baby boomers.
Jednak nie chcę tutaj toczyć rozpraw naukowych na temat pokoleń urodzonych między ostatnią wojną światową a obecnymi czasami względnego spokoju, czyli pokoleń BB, X, Y, Z i obecne pokolenie „płatków śniegu”. Od wielu lat modne jest opisywanie różnic i podobieństw, charakteryzowanie, kategoryzowanie urodzonych w poszczególnych przedziałach czasowych.
Wracając jednak do głównego tematu moich rozważań.
Urodziłem się w cieniu II wojny światowej, wychowałem w czasach zimnej wojny, żelaznej kurtyny, wyścigu zbrojeń i pierwszych lotów kosmicznych. W tamtym okresie komputer był dla mnie czystą abstrakcją. Z pierwszymi maszynami zetknąłem się w wieku około 15-16 lat, czyli na przełomie lat 60-70. Mimo tego w świecie współczesnej technologii związanej z informatyką czuję się jak ryba w wodzie, choć to nie informatyka i pochodne były moim głównym tematem kształcenia na szczeblu wyższym. Gdyby chciano mnie w tym miejscu żartobliwie scharakteryzować to najłatwiej można byłoby przypiąć mi łatkę człowieka renesansu. Nauki społeczne, etyka, filozofia, kultura, sztuka (malarstwo, muzyka, w tym głownie klasyczna, jazz), literatura, elektronika, najnowsze technologie, problematyka zjawisk nadprzyrodzonych, informatyka, te wszystkie dziedziny istniały w sposób konkretny w moim życiu. Obcowałem z nimi, zgłębiałem je i robię to po dziś dzień. Współczesne nowinki technologiczne, „kręcą” mnie nieustannie, choć jeśli chodzi o słuchanie muzyki to preferuję systemy analogowe. Paradoks? Nic bardziej mylnego.
Badacze (m.in. socjologowie, psychologowie, pedagodzy) zajmujący się opisywaniem cech charakterystycznych dla kolejnych pokoleń przypisują im bardzo konkretne cechy pozytywne i negatywne. Dodając przy tym, że nie są to cechy determinujące. Jak wiadomo zawsze zdarzają się wyjątki od reguły, odmienne metodologie, założenia czy sposoby dotyczące interpretacji wyników badań prowadzonych w tym zakresie.
Znam wielu przedstawicieli poszczególnych grup pokoleniowych – głównie z racji wykonywanych zawodów i licznych miejsc pracy.
Z punktu widzenia przeżytych lat i nabytych doświadczeń, prowadzonych obserwacji mam coraz bardziej krytyczny stosunek do współczesnych badań naukowych w dziedzinie nauk społecznych. To szerszy temat.
Coraz częściej też spotykam się z opiniami moich znajomych rozsianych po całym kraju, którzy mają krytyczny stosunek do tzw. kategoryzacji pokoleń. Są to osoby o różnym wykształceniu, wieku, pochodzą z różnych grup społecznych, zawodowych, środowisk, mają często bogate doświadczenie życiowe. Wielu z nich pełni funkcje kierownicze. Przeprowadzone z nimi liczne rozmowy dają dużo do myślenia i nie napawają optymizmem w kwestii stanu najmłodszych pokoleń, szczególnie osób urodzonych po roku 90 i na początku XXI wieku.
Jeden z kolegów prowadzący działalność handlową wręcz oświadczył, że od dłuższego czasu nie zatrudnia osób przed 30 rokiem życia, co też nie gwarantuje w 100%, że dana osoba po dwóch tygodniach pracy nie pójdzie na zwolnienie, nie będzie się nagminnie spóźniała do pracy czy też nie odejdzie bez wypowiedzenia. Podobne spostrzeżenia ma znajomy nauczyciel, który bardzo nisko ocenia nie tylko kompetencje, ale też stosunek do pracy młodych nauczycieli.
Nie ukrywam, że w czasie mojej pracy zawodowej miałem podobne doświadczenia. Nie chciałbym definitywnie twierdzić, że młodzi ludzie urodzeni po 90 roku czy w XXI wieku mają, delikatnie mówiąc lekceważący stosunek do zasad moralnych i ogólnie przyjętych w społeczeństwie. Jednak z obserwacji własnych i wielu znajomych wynika, że ludzie tego pokolenia mają postawy konsumpcyjne, nie najlepszy stosunek do pracy, brak poszanowania dla innych osób, często lekceważący.
Czy w takim razie jest to stracone pokolenie?
Zapewne nie. Ja osobiście mam w tej kwestii, na własny użytek, pewną hipotezę.
Zastanawiam się i tak sobie myślę, że może młodzi ludzie z pokolenia nazwanego „płatki śniegu” mają obojętny stosunek do obecnej rzeczywistości. Lekceważą zagrożenia, często żyją w świecie iluzji z przeświadczeniem, że ten świat nie może źle skończyć, że ich świat nie skończy źle, że nie będzie jakiegoś kataklizmu (niekoniecznie spowodowanego siłami przyrody), kolejnej pandemii czy nie daj Boże wojny. Często dają się wciągnąć w oszukańcze, gierki polityków nie próbując wyrobić sobie zdania na otaczającą rzeczywistość i sytuację lub wręcz „olewają” wszystko i wszystkich, włącznie z tym, że są Polakami, obywatelami tego kraju i że na sercu powinno im leżeć dobro Ojczyzny i jej historia.
Zastanawiam się, że czy we współczesnym świecie ma znaczenia takie słowo jak moralność, etyka. Mam wrażenie, że uczciwość, pracowitość, wiedza to puste, nic nie znaczące słowa a synonimów tolerancja, przyjaźń używają różnej ludzie, którzy nie mają pojęcia co oznaczają te słowa.
Uważam, że to co się dzieje złego na naszym globie w każdym wymiarze, totalny upadek naszej cywilizacji jest efektem takich postaw.
Nie wiem, czy można przyjąć taką hipotezę?
Nasuwa mi się taka refleksja, taka trochę z innej bajki, która pozornie nie ma nic wspólnego z tym co wyżej napisałem.
Tracimy ducha wolności, niezależności. Coraz częściej słyszy się, że wszystko co polskie jest be, co zresztą nam wmawiają niektóre nacje oraz niektórzy dziennikarze (polscy dziennikarze) i politycy w naszym kraju. Polak to taki „Janusz”, prymityw, którego nie stać na samodzielne myślenie, dokonywanie wyborów i wielkich rzeczy. Próbuje się wpajać nam poczucie niższości i tego, że jesteśmy gorsi. Analizując historię naszej Ojczyzny: najazdy na polskie ziemie, zabory, okupację, odnoszę wrażenie, że jesteśmy niewygodni. To tak jakbyśmy byli mentalnymi przybłędami, nacją, która przeszkadza i nie powinna istnieć w tu i w tym miejscu.
Możecie się obrazić, ale myślę, że niewielka garstka młodych Polaków dojrzała, aby mówić o sobie „jestem patriotą”, ba jestem Polakiem. Nieliczni znają historię swojej Ojczyzny. Zresztą nie odnosi się to tylko do młodego pokolenia ale do pokoleń starszych czyli BB, X,Y,Z. Wielu Polaków wstydzi się, nie chce (z różnych powodów) manifestować swoją polskość, choćby poprzez wywieszanie polskiej flagi w oknach: 1 sierpnia, 15 sierpnia, 1 września itd., tak jak robią to obywatele innych krajów. Tym czasem na balkonach (na szczęście nielicznych) polskich domów przez cały rok wiszą flagi lgbt.
Dlaczego tak się dzieje? Ja wiem, A WY?