Views: 18
Kiedy chodziłem do szkoły średniej jednocześnie należałem do 37 WDH (Warszawska Drużyna Harcerska) im. Szymona Mohorta. W ramach naszej działalności co roku braliśmy udział w Rajdzie Arsenał, który był organizowany przez Hufiec Mokotów im. Szarych Szeregów.
Może nie wszyscy wiedzą, więc przypomnę nazwa Szare Szeregi dla organizacji walczącej w czasie II wojny światowej nie jest przypadkowa, miała w sposób oczywisty nawiązywać do wrogich sił niemieckich SS.
Wracając do rajdu jak sama nazwa wskazuje Rajd był organizowany dla upamiętnienia Akcji pod Arsenałem (26.04.1943 r.), której głównym celem było odbicie z transportu nazistowskiego Jana Bytnara pseudonim „Rudy”. Współcześnie plac przy budynku Arsenału przy ul. Długiej 52 jest miejscem harcerskich apeli kończących wspomniany rajd.
W Warszawie wiele jest innych miejsc, gdzie nie sposób nie natknąć się na upamiętnienie Powstania Warszawskiego. Same Stare Miasto, gdzie oprócz punktów historycznych, mamy kolejny niewielki pomnik, ale jakże wiele mówiący, to pomnik „Małego Powstańca”. To też jest miejsce harcerskich apeli, a także stanowi doskonałe tło dla różnych stacji telewizyjnych do prowadzenia wywiadów na temat powstania.
Zatrzymując się jeszcze na chwilę na „Starówce” jest dla mnie niepojęte, a jednocześnie wymagające ogromnej siły woli, aby będąc powstańcem skorzystać z jedynej wtedy możliwości ewakuacji jaką były warszawskie kanały.
Kolejne miejsce, gdzie serce bije mocniej to Powązkowski Cmentarz Wojskowy, gdzie znajdują się groby patriotów polskich i powstańców. Nawiedzałem te groby ze swoimi harcerzami wiele razy. Kolejne bardzo ważne miejsce na moim szlaku powstańczym to Muzeum Obozu na Pawiaku.
W pewnym etapie mojego życia byłem drużynowym w szkole podstawowej, której mury przylegały do ogrodzenia szkoły. Tu też z samej istoty lokalizacji naszej drużyny uczestniczyliśmy w różnych uroczystościach na terenie Muzeum.
Nie przynosi chluby polskiemu narodowi fakt, że polscy komuniści zaprzedali się armii radzieckiej Stalina, która nie tylko nie wsparła powstańców w 1944 r. ale także wprowadzono różnego rodzaju represje, cenzurę oraz wszelkiego rodzaju aparat ucisku.
Przez wiele lat nie można było wymieniać z nazwy bohaterskiego czynu młodych Polaków przeciwstawnego niemieckiemu okupantowi. Obecnie wielu Polaków (bo uważam nie tylko warszawiaków) nie ma pojęcia jakie to szczęście, kiedy obecnie w oknie można 1 sierpnia wywiesić biało-czerwoną flagę, podobnie w tych dniach będą oznaczone środki komunikacji miejskiej. We wszystkich kościołach w godzinie „W” zabiją dzwony. W zakładach pracy zawyją syreny. Samochody na ulicach staną nieruchomo i włączą klaksony, ale ludzie staną nieruchomo. Oczywiście nie wszyscy, statystycznie co trzecia „sierota” nie będzie wiedziała, dlaczego akurat o godz. 17.00 wszystko stoi, ale może na przyszły rok się nauczy.
Warszawa 1944 r. żołnierze na barykadzie podczas Powstania Warszawskiego.
PAP/PAI/REPR./JAN MOREK
Aha jeszcze jedno, jak ktoś jest w domu (mimo że nikt nas nie widzi) też ma obowiązek stanąć na baczność podobnie jak przy odegraniu hymnów (w telewizorze) przed meczem dwóch narodowych reprezentacji. Przy okazji możemy sobie zrobić test ze znajomości naszego Hymnu Narodowego.
Z innych rzeczy to bardzo mnie bolało, kiedy nieopatrznie wdałem się w dyskusję o słuszności wybuchu Powstania Warszawskiego z przyjacielem z Krakowa. Uważał on, że Powstanie było niepotrzebne i narobiło więcej szkód niż pożytku, bo m.in. dlatego Niemcy mieli pretekst, aby zrównać Warszawę z ziemią i rozpocząć masowe aresztowania. Konsultowałem tą opinię ze swoimi doświadczonymi przyjaciółmi z Warszawy, którzy zdecydowanie podważali takie myślenie. Jako argument przytaczali stwierdzenie, że nie ma co się łudzić. Niemcy prędzej, czy później zrobili by to samo. Mnie w takiej dyskusji przerażało co innego, a mianowicie nie dający się ukryć radykalizm w podejściu dwóch odmiennych postaw Polaków do kolejnego zrywu narodowościowego.
Po Powstaniu Warszawskim pozostała bardzo duża spuścizna kulturalna. W czasie trwających walk powstały wiersze i piosenki, których celem m.in. miało być zagrzewanie do walki młodych ludzi. Należy przy tym pamiętać, że walczący mieli stosować się do jednego z podstawowych zaleceń, że strzelanie i zabijanie wroga nie miało być celem samym w sobie, a tylko i wyłącznie środkiem do przywrócenia wolności. Powstało też wiele filmów dzięki dobrej polskiej szkole filmowej, dotyczącej nie tylko powstańczego zrywu, ale równie innych ważnych wydarzeń z okresu II wojny światowej w dużej części poświęconej bohaterstwu harcerek i harcerzy. Wspólną cechą tej twórczości jest to, że w wielu przykładach dla ludzi takich jak ja, nie dało się tego przeżywać na zimno.
Zawsze w którymś momencie napływały mi bezwiednie łzy do oczu, podobnie jak młodym harcerkom, które brały udział w odtwarzaniu historii wojennych. Mi się to przydarzyło podczas oglądania filmu „Ptaki ptakom”. Kolejne bardzo mocne wzruszenie miałem, kiedy kilka lat temu jako dziennikarz ogólnopolskiego tygodnika katolickiego „Idziemy” miałem zrobić relację z rekonstrukcji wypędzenia z miasta warszawiaków jako karę za Powstanie do obozu Dulag 121.
Pamiętam, że było bardzo dużo rekonstruktorów, a sama inscenizacja była bardzo dobrze przygotowana. Wiadomo było, że to jest tylko gra aktorska, a jednak spowodowała, że już na samym początku rozpłakałem się jak małe dziecko.
Dziś już nie pamiętam wszystkich momentów, przy których wtedy się wzruszyłem, ale na pewno był jeszcze jeden moment, kiedy pod koniec tego tragicznego marszu była inscenizacja rozdzielania rodzin. Po ludzku niby-teatr, a jednak dla mnie i pewnie wielu obserwatorów duże przeżycie.
Dla mnie dużym przeżyciem była historia z lipca 2006 roku. Zadzwonił do mnie mój przyjaciel red. Marek Kusiba (Toronto – Kanada) i zaproponował mi żebym wykonał bardzo ambitne zadanie dziennikarskie. Miało ono polegać na tym, że najpierw miałem spotkać (29 lipca 2006 r.) się w okolicach Politechniki Warszawskiej z małżeństwem Polaków Pawłem Zenonem Wosiem i jego Żoną Wandą na stałe mieszkającymi na Florydzie. Moje zadanie polegało na tym, że miałem zorganizować samochód z kierowcą i zabrać państwa Woś w podróż retrospektywną w Warszawie po miejscach, z którymi było związane ich życie, w tym czasy okupacji. Nie brakowało w czasie naszego przejazdu miejsc związanych z Powstaniem Warszawskim przede wszystkim dlatego, bo pan Zenon był jego uczestnikiem. Moim zadaniem było nagrywanie, zadawanie pytań, fotografowanie, a potem przesyłanie przygotowanego materiału drogą mailową do Marka.
Moja „dziennikarka” w znacznym stopniu przyczyniła się do wzbogacenia książki-pamiętnika pana Wosia „Życie pełne Ameryki”, a w szczególności jednego z podrozdziałów tej książki „Polska 2006; Podróż sentymentalna”. Przy tych wszystkich wspomnianych przeze mnie okolicznościach, aż trudno uwierzyć, że w Polsce jest jakaś grupa maturzystów, która nie zna daty wybuchu Powstania Warszawskiego, nie wie co to jest godzina „W”, ani nie wie, ile dni trwało powstanie itp.
brat Jacek