Views: 24

Był maj myślę, że 1991 roku miałem wtedy 25 może 26 lat. Jakoś jak mówi młodzież coś mi nie pasowało w mojej chacie (rodzice) zatem podjąłem decyzję, że ucieknę z domu. Już samo podjęcie takiej decyzji przez było nie było dorosłego faceta powaliłoby na glebę niejednego młodzieniaszka.

To dopiero połowa opowieści. Ponieważ w Polsce obok Trójmiasta najbliższy memu sercu jest Kraków nietrudno zgadnąć, że właśnie to miasto wybrałem sobie na cel ucieczki. Ponieważ jak się jest turystą to okoliczności z tego tytułu wymuszają spacerowanie. Poszedłem w ślady za swoim obowiązkiem. Po drodze mijałem słupy ogłoszeniowe. Kiedy przyjrzałem im się bliżej zauważyłem, że są na nich przyklejone plakaty informujące o premierze sztuki Teatru Tadeusza Kantora Cricot 2 przedstawienie pt. „Dziś są moje urodziny”.

Wiedziałem, że muszę obejrzeć to przedstawienie w dniu jego premiery. Mało tego jako miejsce wystawienia sztuki wybrano salę Sokoła. Takiemu harcerzowi jak ja i prawie skautowi nie trzeba było dwa razy tłumaczyć o co chodzi. W dalszym ciągu wszystko układało się jak klocki domino. No dobrze wszystko już wiem. Oczywista w zacząłem szukać kasy, gdzie mógłbym nabyć bilet na spektakl.

Jak się okazało nigdzie ich nie można było kupić. Fakt, że nie mam biletu wcale mnie nie zatrzymał przed osiągnięciem celu nr 1. Mimo tych przeciwności zmierzałem do Sali Sokoła w dość pogodnym nastroju. Dochodzę widzę dużą grupę osób w kolejce. Wśród nich bardzo duża grupa takich jak ja. Bramkarze nie chcą słyszeć o jakichkolwiek negocjacjach mimo to wszyscy mają nadzieję, że wejdą do środka.

Dziś już nie pamiętam jak to się stało, ale nagle byłem już trzeci w kolejce a przede mną dwójka aktorów, którzy z racji uprawiania swojego zawodu zostali wpuszczeni beż większych problemów. Już jest dobrze jestem pierwszy. Czekamy dalej. W pewnej chwili wyszła na zewnątrz jakaś miła Pani trzymająca w ręce dwa zaproszenia na przedstawienie. Jedno zaproszenie trafiło do mnie drugie do kogoś z kolejki. Potem okazało się, że ta dobra pani pracowała TVP Kraków. Po wejściu na salę teatralną od początku dało się odczuć panujący tam niesamowity klimat wysokiej kultury, który nie był mi nigdy wcześniej znany.

Rozpoczęło się przedstawienie. Wszystkie dialogi w języku francuskim. Ja chociaż nie znałem tego języka to podniecony przekazem płynącym, że sceny z chwili na chwilę zaczynam mieć wrażenie, że wszystko rozumiem i tak prawie było. Po zakończeniu spektaklu udaję się na nocleg. Ponieważ w czasie tego wyjazdu jak to zwykle bywa zapomniałam o całym świecie z włączonego przed chwilą radia przypomniałem sobie, że jest Dzień Matki. Pomyślałem no nie muszę zadzwonić do mamy złożyć życzenia i powiedzieć, kiedy wracam. Jak Pomyślałem tak zrobiłem.

Tak kończy się ta opowieść. Dodam tylko, że to krakowskie przedstawienie miałem okazję obejrzeć ponownie w czasie Warszawskich Spotkań Teatralnych.

brat Jacek

foto i redakcja Marek