Views: 1028

Tak jak moi przodkowie urodziłem się i wychowałem w Warszawie. Dzieciństwo i lata młodości, o czym pisałem w innym miejscu, spędziłem na praskich Szmulkach i Saskiej Kępie. Mieszkałem też w lewobrzeżnej części Warszawy, na Śródmieściu. Na świat przyszedłem w 9 lat po zakończeniu II wojny światowej.

Przypomnijmy, że od 3 października 1944 r. do 16 stycznia 1945 r. specjalne brygady niemieckie zniszczyły 45 proc. budynków stolicy, w tym 72 proc. obiektów mieszkalnych. W akcie najwyższego barbarzyństwa 27 listopada 1944 r. niemieckie hordy wysadziły w powietrze Zamek Królewski w Warszawie. Podobny los spotkał 25 kościołów, niemal wszystkie szkoły, uczelnie i szpitale. 90 tys. Ok. 650 tys. mieszkańców Warszawy wypędzono z miasta w czasie i po upadku Powstania.

Polaków wysłano do pracy niewolniczej w Niemczech, a 60 tys. osadzono w obozach koncentracyjnych. Warszawa praktycznie przestała istnieć.

Przed wojną w 1939 r. w Stolicy mieszkało 1,3 mln ludzi. Po Powstaniu Warszawskim w Warszawie zostało około 1000 jej mieszkańców.

Tak pisał o sytuacji w Warszawie Józefa Sigalina, który wkrótce stał się jedną z czołowych postaci dla odbudowy Warszawy. Widok, który wstrząsnął architektem, zapamiętał każdy, kto zaraz po tzw. wyzwoleniu dotarł na Stare Miasto.

„Plac Zamkowy. Dookoła cisza. Pustynia. Kierowcę złapałem za rękę: uwaga, trup na drodze. Prawie wjechaliśmy w niego kołami. Zeskoczyłem. Zacząłem otrzepywać ze śniegu. Król Zygmunt. Leżał na wznak, oczy ku niebu. Zapłakałem.”

 

Najpierw w do miasta wracali „robinsonowie”, czyli ocalali przedwojenni mieszkańcy. Wracali do gruzów, w zasadzie do miejsca na mapie. Tak też wrócili moi dziadkowie i mama. Przed wojną mieszkali u podnóża Starego Miasta. Właściwie nie mieli, gdzie wracać. Stare Miasto i okolice legły w gruzach. To spowodowało, że zmuszeni byli szukać swojego szczęścia w prawobrzeżnej Warszawie, która nie ucierpiała tak bardzo w czasie działań wojennych.

Józef Sigalin, późniejszy szef Biura Odbudowy Stolicy, tak relacjonował widok zburzonej Warszawy: „Zadziwia mnie ta radość, przecież tu strasznie, cmentarz”.

Do ostatniego momentu nie było pewne czy Warszawa nadal będzie stolicą Warszawy.

Stolicą miała być Łódź – niezburzone i robotnicze miasto. To bardzo odpowiadało ówczesnej władzy komunistycznej. Stał się jednak cud. Dziś się mówi, że Warszawiacy tłumnie wracając do gruzów swojego ukochanego miasta „zagłosowali nogami”.  Już piątego dnia po wyzwoleniu Bierut został zawezwany do Moskwy i od samego Józefa Stalina usłyszał, że stolicą pozostaje Warszawa.

Na wieść o tym, że Warszawa będzie odbudowywana a nie będzie tylko przykładem dla innych jak hitlerowski okupant potrafił zmieść z powierzchni ziemi jedno z większych i piękniejszych europejskich miast, do miasta przybywali też przybysze z całej Polski. Szukali tu swojej szansy na nowe życie. Podobnie jak przed wojną warszawiacy tych powojennych przybyszów nazywali „hunami”.

Mniej więcej w pół roku po wyzwoleniu w granicach miasta mieszkało już 400 tys. ludzi, chleb piekło 80 piekarni, zakłady przemysłowe usytuowane w mieście dawało pracę ok. 13,5 tys. ludziom. Już w tym czasie istniało 5 tys. prywatnych warsztatów, linie tramwajowe miały 15 km długości. Tramwaje dziennie przewoziły 70 tys. ludzi.

Nowi warszawiacy, wspomniani przybysze otrzymali od ówczesnych władz szansę na podniesienie swojego statusu społecznego, w tym własnego mieszkania. Urzędujący od marca 1945 r. prezydent miasta, wywodzący się z PPS Stanisław Tołwiński, zapowiadał wówczas „równomierne rozmieszczenie ludności pracującej”. Jak pisze prof. Jan Węgleński, socjolog miasta z Uniwersytetu Warszawskiego: „demiurdzy warszawscy tamtych czasów, jak Sigalin i Goldzamt, nie negowali istnienia biednych dzielnic w mieście, ale postrzegali je wyłącznie jako relikt pozostały po poprzednim ustroju. Powojenna Warszawa była jednym wielkim poligonem – tak architektonicznym, jak i społecznym. Pustych połaci miasta – na przykład terenów po eksterminowanej przez Niemców wraz z mieszkańcami dzielnicy żydowskiej lub Śródmieścia wyburzonego w zgodzie z dekretem prezydenckim Bieruta z października 1945 r., pozbawiającym własności warszawskich kamieniczników Śródmieścia – zazdrościli warszawskim architektom zagraniczni koledzy.”

Według danych statystycznych w 1978 r. liczba mieszkańców miasta przekroczyła 1,5 mln – rocznie osiedlało się ok. 20 tys. ludzi.

Jak mówi nieżyjący Andrzej Kochanowski, legenda warszawskiego przewodnictwa, wychowawca kilkudziesięciu pokoleń warszawskich przewodników „w dzielnicach peryferyjnych, jak Targówek, można było postawić dom z odzyskowej cegły w przeciągu dosłownie dwóch dni, wystarczyło, że właściciel działki zaprosił rodzinę z prowincji – przyjechali, pobudowali się i zostali warszawiakami. Jednak już wtedy istniały wątpliwości, kogo warszawiakiem nazywać.”

Kochanowski wspominał, że w 1960 r., kiedy kończył kurs przewodnicki, był problem, czy może być obwołany warszawiakiem mieszkaniec terenów włączonych do miasta po 1916 r. Wówczas uznano, że tak. Kolejnym problemem było: czy są warszawiakami mieszkańcy wsi włączeni do miasta po wielkim rozszerzeniu granic z 1951 r.? Tutaj też decyzja była pozytywna. Jednak z biegiem lat problem nie znikał. Były też koncepcje, aby uznać, nazywać warszawiakami tylko ludzi urodzonych na terenie miasta.

Przybywających do Stolicy w latach 70 i osiedlających tutaj w kolejnych latach po wojnie nazywano już mniej sympatycznie niż przed wojną i tuż po wojnie. A bywało, że nawet wręcz wulgarne, często nazywano ich „burakami”, „chamami”, a od tego z kolei stworzono nazwę zasiedlanych przez nich osiedli z wielkiej płyty (w dzielnicach takich, jak Praga, Bielany, Mokotów) „Chamowami”. Wśród tych nowo przybyłych byli głównie ci, którzy dla ówczesnych władz byli siłą roboczą dla warszawskich zakładów pracy, dla wojska i milicji.

Po przewrocie ustrojowym w 1989 roku i z końcem lat 90 ubiegłego stulecia zaczęto nazwać ich delikatnie „słoikami”.

Jak kolejni przybysze wrastali w tkankę tego miasta, które Niemcy chcieli zetrzeć z mapy Europy?

O tym w części drugiej.

 

Marek Zenon

w tekście wykorzystano fotografie:
Eugeniusz Haneman. Warszawa, Polska, okres powojenny. Dokumentacja zniszczeń – kościół pw. Św. Augustyna przy ul. Nowolipki 48/50 wśród gruzów getta. © Eugeniusz Haneman